„Nie wiedziałam, że zostanę chirurgiem… Nie mogę powiedzieć, że marzyłam o tym od dziecka. Zawód, który obecnie jest moją pasją, nie był też nagłym objawieniem, lecz wynikiem wieloletnich poszukiwań. Jestem przekonana, że właśnie dlatego droga, którą wybrałam, jest tą właściwą.
O mnie
W mojej najbliższej rodzinie nie było lekarza i myślę, że dzięki temu trafiłam na medycynę. Po prostu nikt zawczasu nie wybił mi z głowy tego pomysłu, uświadamiając, jak ciężka praca czeka mnie. Z medycyną natomiast związana była krakowska część rodziny ojca. Wśród kuzynostwa Nowosielskich byli: profesor okulistyki, profesor – autor podręcznika medycyny sądowej i profesor pediatrii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Same szychy!
Początki
Egzaminy wstępne do Akademii Medycznej zdałam z doskonałym wynikiem. Pierwszy rok nauki był bardzo ciężki. Chciałam nawet zrezygnować. Szczególnie zapisały mi się w pamięci zajęcia w prosektorium – myślałam, że ich nie przeżyję. Po maturze z języka polskiego w warszawskim liceum im. Klementyny Hoffmanowej, fizyczne rozkładanie człowieka na czynniki pierwsze było jak profanacja Boudlera i Młodej Polski razem wziętych. Szczęśliwie po pierwszym roku było już tylko lepiej…
Podczas studiów interesowały mnie różne obszary medycyny i nauk medycznych. Pierwsza była mikrobiologia, a zwłaszcza wirusologia i cały obszar onkogenezy wirusowej, czyli proces powodowania nowotworów przez wirusy. Rzecz szalenie ciekawa. Bo jak coś, co podobnie jak wirus, nie do końca jest żywe, może poczynić takie spustoszenie w organizmie człowieka? Przez jakiś czas związana byłam z katedrą mikrobiologii i prowadziłam zajęcia ze studentami. Trzeci rok studiów ukończyłam z nagrodą PRIMUS INTER PARES. Naukę kontynuowałam już w trybie indywidualnym.
Okulistyka – moja pasja
Pod koniec studiów zainteresowała mnie neurochirurgia, od której zaczęła się moja fascynacja układem nerwowym. Jednak w codziennej pracy szpitalnej neurochirurgia była zbyt wycieńczająca emocjonalnie. Okazało się, że istnieje mała wypustka mózgu – oko, która jest równie fascynująca co sam mózg, a okulistyka, dziedzina bardzo zbliżona do neurologii, daje ogromne możliwości pomocy pacjentom. Od zawsze chciałam wykorzystać własną wiedzę, doświadczenie i umiejętności do pomocy osobom potrzebującym. Pomocy twórczej i pożytecznej, której efekty przekładają się bezpośrednio na życie innych. Wiem, że bez względu na to, jak potoczą się dalej losy leczonych przeze mnie osób, mam możliwość naprawiania jakiejś cząstki ich życia. Od początku wiedziałam także, że chcę operować, bo to właśnie chirurgia pozwala bezpośrednio pomagać pacjentom.
Niestety pod koniec lat 90. w Warszawie nie było szans na rozpoczęcie specjalizacji z okulistyki, która była zamknięta. Rozpoczęłam specjalizację w ramach wolontariatu. Bez pieniędzy ciężko było jednak pracować i żyć. Pamiętam, że musiałam rezygnować z przyjemności takich jak sobotnie kino bo nie było mnie na nie stać. W tym okresie połowa mojej grupy studenckiej wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Ja oczywiście także spróbowałam, zdałam egzaminy nostryfikacyjne ale okazało się, że emigracja nie jest dla mnie. Wróciłam. Po powrocie do Polski postanowiłam, że wzorem moich kolegów i koleżanek, którzy pokończyli inne niż medycyna studia, zadbam o siebie, skończę z mrzonkami o byciu “doktorem Judymem” i zabiorę się za przyziemne zarabianie pieniędzy. Ponieważ w tamtym czasie na rynek polski wchodziły firmy wykonujące badania kliniczne leków, zatrudniłam się w jednej z nich. W firmie Quintiles spracowałam dwa lata. Czas spędzony za biurkiem i współpraca z praktykującymi lekarzami, bez możliwości leczenia, utwierdziły mnie w przekonaniu, że muszę wrócić do medycyny. Pracując odkładałam pieniądze na naukę, wykorzystałam także ten czas na zbieranie informacji na temat prowadzenia badań według standardów międzynarodowych. Zaowocowało to stworzeniem dla firmy MERC projektu badawczego na temat leków jaskrowych.
Niemożliwe nie istnieje
Po blisko dwóch latach, dzięki dr n. med. Wojciechowi Czarneckiemu, udało mi się wrócić do moich marzeń. Ordynator okulistyki Szpitala Bródnowskiego przyjął mnie na specjalizację. Powrót do medycyny nie był jednak łatwy. Przez dwa lata pracowałam jako wolontariusz, nie dostając pieniędzy za wykonywaną pracę. Dzięki odłożonym środkom mogłam jednak pod okiem doktora Czarneckiego rozpocząć swoją przygodę z chirurgią.
Nauczyłam się badać i leczyć cukrzycę, pracując w największym w tamtym okresie ośrodku diabetologicznym w Warszawie. Dr Ewa Graczyńska z Poradni Chorób Siatkówki zaraziła mnie miłością do siatkówki. We współpracy z nią wykonywałam pierwsze zabiegi laserowe w cukrzycy. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale jeszcze 15 lat temu – w większości ośrodków – pacjentowi z cukrzycą proponowano jedynie laser. Dzisiaj, zdarza się, że w jednym dniu przeprowadzam kilka witrektomii z powodu zmian cukrzycowych. Wtedy też, pierwszy raz tak bezpośrednio, zetknęłam się z pacjentami, którzy słyszeli, że niestety w ich przypadku „nic się nie da zrobić”. Większość z nich akceptowała taki stan rzeczy, jednak we mnie zrodziło to bunt i poczucie, że to przecież niemożliwe. Czułam, że należy za wszelką cenę poszukiwać metod i sposobów pomocy tym pacjentom. Znaczna część moich kolegów po fachu twierdziła, że problemami chorób siatkówki nie należy się przejmować, bo i tak nic nie da się zrobić, ważne by przypadki były ładnie opisane w dokumentacji. Było to dla mnie nie do przyjęcia. Papiery nie mogą być ważniejsze od człowieka. Po co komuś ładna dokumentacja zamiast widzenia?! Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że w rzeczywistości w Polsce brakuje lekarzy specjalizujących się w leczeniu chorób siatkówki, a szczególnie chirurgów siatkówkowych. Poza granicami naszego kraju leczenie tego typu schorzeń było znacznie bardziej rozwinięte. Postawiłam sobie za cel dotarcie do ludzi, którzy się na tym znają.
Okno na świat
Pierwszy międzynarodowy zjazd, w którym uczestniczyłam odbywał się w Wiedniu. W poszukiwaniu sponsora odwiedziłam wszystkie firmy farmaceutyczne działające w Polsce. Na szczęście udało się znaleźć. W przeciwnym razie, jako wolontariusz nie mogłabym pozwolić sobie na wyjazd. Następnie był egzamin specjalizacyjny pierwszego stopnia i w końcu upragniony etat w szpitalu, jednak z pensją tak małą, że właściwie nie pozwalała się utrzymać. Kolejnym krokiem był staż w Wills Eye Clinic u prof. Georga Spaetha, międzynarodowej sławy specjalisty w zakresie leczenia jaskry, z którym do dzisiaj utrzymujemy kontakt, mimo, że profesor jest już na emeryturze. Następne lata przyniosły kolejne zjazdy, porcję wiedzy, znajomości i kontaktów. W 2001 roku otrzymałam stypendium Europejskiego Towarzystwa Okulistycznego i pojechałam do jednego z najlepszych szpitali w Europie. W Moorfields Eye Hospital, pod okiem profesora Zdenka Gregora, uczyłam się przeprowadzać witrektomię. Tam także miałam okazję badać ogromną liczbę pacjentów z cukrzycą.
Podczas jednej z kolejnych wypraw zawodowych za ocean przypadkiem spotkałam w samolocie dr Fechnera z Niemiec. Zobaczyłam, że wraca on z tego samego zjazdu co ja, więc zaczęliśmy rozmawiać. Dr Fechner zaprosił mnie do swojej Kliniki w Hamburgu, gdzie wykonywałam m.in. operacje zaćmy. Skontaktował mnie także z niesamowitym lekarzem, Daljit Singhiem z Indii. Nieżyjący już dzisiaj dr Dajlit Singh był prawdziwą skarbnicą wiedzy. Wspólnie z Janem Worstem wynalazł soczewki iris-claw montowane do tęczówki. Dr Singh zaprosił mnie do Indii. Życie jednak napisało własny scenariusz i zaplanowało dla mnie przerwę w drodze do upragnionej kariery medycznej. Szykując się do wyjazdu dowiedziałam się, że zostanę mamą. Zrezygnowałam z podróży, ale nie przerwałam pracy. W 6 miesiącu ciąży, podczas ostrego dyżuru okulistycznego, przeprowadziłam swoją pierwszą, samodzielną witrektomię. Było bardzo upalne lato 2003 roku. Urodził się Wojtek, najpiękniejszy chłopak świata. Zawodowo miałam wtedy napisany plan doktoratu, ale żadnego planu na przyszłość. Musiałam jednak zdać egzamin specjalizacyjny drugiego stopnia, więc czas wypełniła nauka.
W 2006 roku, nie widząc dalszych możliwości rozwoju w Szpitalu Bródnowskim, rozpoczęłam praktykę w Klinice CMKP w Szpitalu Orłowskiego w Warszawie. Pracując tam włączyłam się w pracę w ramach uczelni. Prowadziłam wykłady dla studentów i lekarzy rezydentów, przygotowywałam publikacje i wykłady na liczne zjazdy. Dzięki pomocy profesor Iwony Grabskiej-Liberek, dokończyłam i obroniłam doktorat z leczenia zmian cukrzycowych w oczach.
Na krańcu świata
Jednym z przełomowych momentów w moim życiu zawodowym było szkolenie w ramach Szkoły Chirurgii Witro-Retinalnej EVRS Trenning School w Bremen, gdzie poznałam prof. Klausa Lucke, założyciela i szefa Europejskiego Towarzystwa Chirurgów Witroretinalnych. Zaprzyjaźniliśmy się i to on nadał mojemu rozwojowi zawodowemu tempo. Ponieważ chciałam się uczyć operować, dzięki kontaktom profesora Lucke uzyskałam możliwość wyjazdu do Ahmedabad w prowincji Gudjarat w Indiach. Tam w Klinice dr Vasavady uczyłam się przeprowadzać operacje zaćmy. Dr Vasavada uznawany jest za jednego z najlepszych chirurgów na świecie. Wyjazd nie był łatwy, a szkolenie i pobyt – bardzo kosztowne.
Towarzyszył mi mój 4 letni syn, który w czasie gdy ja pracowałam, chodził do hinduskiego przedszkola. Ciężko mu było odnaleźć się w tak odmiennym kulturowo kraju, wszystko go zadziwiało. Na widok krów leżących na skrzyżowaniu mówił: “mamuś krowy tu kierują ruchem”. Wyzwaniem było zapewnienie mu posiłków, które będzie chciał jeść. Przypomniałam sobie jak moja babcia robiła biały ser i przygotowywałam go dla syna,. Po jajka jeżdziłam do oddalonej, muzułmańskiej część miasta. Wojtek, ze swoją jasną czupryną, wzbudzał powszechny zachwyt. Sprzątacze ze szpitala robili specjalnie dla niego zabawki ze styropianu co sprawiało mu niesamowitą radość. Dla mnie, zawodowo, był to bardzo owocny czas. Operacji uczyłam się w klinice Czerwonego Krzyża. Panujące tam warunki były prawdziwie bojowe. Nie było klimatyzacji, a temperatura dochodziła do 50 stopni. Stoliki operacyjne były odkażane poprzez podpalenie, ale sprzęt operacyjny był lepszy niż w niejednym szpitalu w Polsce. Prawdziwe Indie – kraj kontrastów. Operowaliśmy biedotę z indyjskich ulic, jednak każdy, nawet najbiedniejszy, musiał za operację zapłacić choćby grosik, bowiem zgodnie z tamtejszymi przekonaniami ludzie nie szanują tego co dostają za darmo. Dr Vasavada mówił również, że bycie chirurgiem to nie wiedza czy umiejętności manualne, ale przede wszystkim charakter. Zrozumiałam to wiele lat później, podczas wykonywania witrektomii, gdy okazało się, że decyzje podejmowane w trakcie zabiegu przekładają się na czyjeś życie i zdrowie, a ze świadomością własnych decyzji chirurg pozostaje sam.
Moje miejsce na ziemi
Ogromny wpływ na mój rozwój i pracę zawodową miał wspomniany wcześniej prof. Klaus Lucke i Europejskie Towarzystwo Chirurgii Witreoretinalnej (EVRS). Przez 4 lata w EVRS byłam odpowiedzialna za sekcję młodych chirurgów, organizowałam kursy, prowadziłam także samodzielne wystąpienia podczas corocznych konferencji. To właśnie w EVRS w końcu znalazłam miejsce, gdzie mogłam się uczyć, dyskutować z ludźmi, wymieniać poglądy. Pod okiem prof. Klausa Lucke odbyłam staż i szkoliłam się w zakresie witrektomii. Dzięki niemu od czerwca 2006 wykonuję iniekcje do ciała szklistego, między innymi leku Avastin. Byłam na pewno jedną z pierwszym osób w Polsce, które rozpoczęły stosowanie tego środka. Od tamtej pory wykonałam ponad 11000 takich iniekcji…
W roku 2010 rozpoczęłam pracę w Klinice Mediq w Legionowie. Tam, w odpowiedzi na ogromne potrzeby pacjentów, założyłam poradnię leczenia chorób siatkówki. Wprowadziłam także zastrzyki doszklistkowe, których wcześniej nie wykonywano. Stworzyłam i wyszkoliłam zespół, co po 6 latach zaowocowało powstaniem największej tego typu poradni na Mazowszu. Sama wykonywałam około 250 zabiegów witrektomii rocznie.
Teraz, po tylu latach praktyki, nadszedł czas by powstało miejsce, w którym będę mogła mieć pełny wpływ na leczenie pacjentów oferując im najskuteczniejsze, sprawdzone rozwiązania. Chcę samodzielnie wybierać najlepszych specjalistów, z którymi pracuję. Decydować o jakości sprzętu i materiałów. Realnie wpływać na sposób podejścia do pacjenta i dobór standardów opieki. Tworzę więc własny, autorski projekt, którym jest Dr Nowosielska Okulistyka i Chirurgia Oka. Chcę opiekować się pacjentami od momentu przekroczenia progu kliniki aż do końca terapii. Wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych i chcę dać moim pacjentom przekonanie, że w ich przypadku zrobione zostało wszystko co możliwe aby uzyskali pomoc.”